ZWYKŁA MAMA, ZWYKŁA PRACA, NIEZWYKŁY BŁĄD
Wyobraź sobie, że w końcu znajdujesz pracę, której naprawdę potrzebujesz. Jesteś samotną mamą, liczysz każdą złotówkę, martwisz się o rachunki, jedzenie, ubrania dla dziecka. Nagle pojawia się szansa – praca w żłobku, stałe godziny, stały dochód, w głowie zaczynasz układać plan, jak wreszcie wyjść na prostą.
Dokładnie tak było z pewną kobietą z Teksasu. Samotna matka, która opiekowała się swoją córką, dostała ofertę pracy w żłobku. Formalności załatwione, termin rozpoczęcia ustalony, można odetchnąć z ulgą. Problem w tym, że do pierwszego dnia pracy… nigdy nie doszło.
Nie z powodu choroby, nie przez problemy z dokumentami. Zaważyło jedno, pozornie niewinne zdanie napisane na Facebooku.
JEDEN STATUS, KTÓRY ZMIENIŁ WSZYSTKO
Tuż przed rozpoczęciem nowej pracy kobieta postanowiła „wygadać się” w social mediach. Napisała na Facebooku, że zaczyna nową pracę, ale nienawidzi pracy w żłobku. Brzmiało to jak typowe, nie do końca przemyślane wyżalenie się przed znajomymi.
Internet jednak nie jest prywatnym pamiętnikiem. Reakcje pojawiły się szybko. Znajomi zaczęli komentować, krytykować, dopytywać, jak można tak pisać, skoro będzie się opiekować cudzymi dziećmi. Zamiast wycofać się i przeprosić, kobieta dopisała, że po prostu nie lubi być otoczona dużą liczbą dzieci, ale „jakoś to będzie”.
Dla kogoś z zewnątrz może to wyglądać jak żart, stres, nerwy przed pierwszym dniem. Dla pracodawcy – jak czerwona lampka. W końcu żłobek to miejsce, w którym rodzice zostawiają swoje dzieci, ufając, że są w dobrych rękach.
Post zaczął się rozchodzić po sieci. W końcu dotarł do dyrekcji żłobka. Efekt był natychmiastowy – jeszcze przed pierwszym dniem pracy kobieta została zwolniona za rażące naruszenie zaufania.
CO MYŚLĄ PRACODAWCY, GDY WIDZĄ TAKI POST
Warto spojrzeć na tę historię oczami pracodawcy. Wyobraź sobie, że prowadzisz placówkę dla dzieci. Twoja reputacja jest wszystkim. Rodzice chcą wierzyć, że ich maluchami zajmują się osoby, które lubią dzieci, są cierpliwe i odpowiedzialne.
Kiedy widzisz publiczny wpis nowej pracownicy, że nienawidzi pracy w żłobku, trudno przejść obok tego obojętnie. Nawet jeśli ona „tylko żartowała” albo pisała to pod wpływem stresu, ty widzisz kogoś, kto już na starcie podważa sens swojej roli.
Znam sytuację z Polski, gdzie właścicielka małej firmy usługowej zrezygnowała z zatrudnienia osoby tuż przed podpisaniem umowy. Powód był podobny. Kandydat publicznie napisał, że „znowu będzie robił za frajera za minimalną” i że „szefowie to zawsze wykorzystują”. Ktoś z obecnych pracowników pokazał to szefowej. W jej oczach nie był to sfrustrowany żart, tylko sygnał, że za chwilę będzie mieć w zespole kogoś, kto od początku podkopuje atmosferę.
Pracodawcy nie żyją w próżni. Mają dostęp do internetu, czytają komentarze, szukają informacji. I często bardziej niż CV mówi im o kandydacie właśnie Facebook, Instagram czy TikTok.
EMOCJE, ŻAL I LEKCJA NA CAŁE ŻYCIE
Wróćmy jednak do samotnej mamy z Teksasu. Kiedy sprawa wybuchła, a internet zalała fala komentarzy, kobieta zrozumiała, jak duży błąd popełniła. W wywiadzie telewizyjnym przyznała, że płakała, czytając odpowiedzi na Facebooku. Mówiła, że chciała tylko się wyżalić, że nie chciała nikogo skrzywdzić.
Podkreślała, że nie nienawidzi dzieci, że kocha swoją córkę nad życie. Że po prostu nie pomyślała, jak jej słowa będą wyglądały w oczach obcych ludzi – a zwłaszcza pracodawcy. Obiecała, że już nigdy niczego takiego nie opublikuje.
I trudno nie uwierzyć, że naprawdę żałowała. Łatwo powiedzieć: „sama sobie winna”. Ale jeśli ktoś kiedykolwiek napisał w emocjach coś głupiego w internecie, wie, jaką iluzją jest poczucie, że „to tylko post dla znajomych”.
Ta historia jest bolesną lekcją. Szczególnie dla kogoś, kto desperacko potrzebuje pracy. Jedno zdanie, napisane od niechcenia, może kosztować realne pieniądze, bezpieczeństwo dziecka, spokój ducha.
TWOJE SOCIAL MEDIA TO TWOJE CV
Możemy się buntować, że „to moja prywatna sprawa”, ale rzeczywistość jest taka, że social media już dawno przestały być całkowicie prywatne. Dla pracodawców to dodatkowe okno na to, kim jesteś, jak mówisz o pracy, ludziach, dzieciach, klientach, szefach.
Jeśli publicznie piszesz, że nienawidzisz swojej branży, że masz dość klientów, że współpracownicy to „idioci”, to tak, pracodawca ma prawo zapytać, czy na pewno pasujesz do jego zespołu. Szczególnie tam, gdzie kluczowe jest zaufanie – w pracy z dziećmi, starszymi, chorymi, w usługach medycznych czy edukacyjnych.
Można to porównać do sytuacji, w której idziesz na rozmowę kwalifikacyjną z koszulką z napisem „nie znoszę poniedziałków, pracy i ludzi”. Nikt nie zabroni ci tak się ubrać, ale reakcja pracodawcy będzie bardzo przewidywalna.
JAK ZADBAĆ O SWOJĄ REPUTACJĘ W SIECI
Ta historia to nie tylko przestroga, ale też konkretna wskazówka, jak dziś mądrze korzystać z mediów społecznościowych. Warto wprowadzić dla siebie jedną prostą zasadę: zanim coś opublikujesz, zadaj sobie pytanie, czy byłoby ci komfortowo, gdyby zobaczył to twój przyszły szef, klient albo dziecko za dziesięć lat.
Jeśli piszesz o pracy, rób to tak, jakbyś siedział twarzą w twarz z przełożonym. Można narzekać, można się frustrować, ale internet nie jest dobrym miejscem na wylewanie wszystkiego bez filtra. Lepiej zadzwonić do przyjaciela, wyjść na spacer, wygadać się komuś zaufanemu, niż zostawiać po sobie ślad w postaci zrzędliwego posta, który może wypłynąć w najmniej odpowiednim momencie.
Widziałem w życiu wiele sytuacji, kiedy ludzie tracili zawodowe szanse przez kilka zdań napisanych w pośpiechu. Rekruterzy naprawdę sprawdzają profile w social mediach. Biznesowi partnerzy też. Nawet jeśli nie komentują, to patrzą, czy chcą mieć u siebie kogoś, kto publicznie wyśmiewa swoją pracę, klientów czy dzieci, którymi ma się opiekować.
Historia samotnej matki z Teksasu jest brutalna, ale bardzo aktualna. Pokazuje, że świat online i offline już dawno się połączyły. I choć nie cofniemy tego, co wrzuciliśmy do sieci, to od dziś możemy postanowić, że każdy kolejny post będzie przemyślany. Nie po to, by udawać idealne życie, ale by nie strzelać sobie w stopę wtedy, gdy najbardziej potrzebujemy stabilności i bezpieczeństwa.