Odeszła artystka, której głos przez dekady kształtował wrażliwość muzyczną kilku pokoleń.
Jej obecność na scenie była czymś więcej niż występem.
Magda Umer była symbolem poezji śpiewanej i artystycznej ciszy, która mówiła więcej niż głośne słowa.
Informację o jej śmierci przekazali najbliżsi.
Artystka zmarła w wieku 76 lat.
Była dziennikarką, reżyserką i jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci polskiej kultury muzycznej.
Przez lata nazywano ją królową poezji śpiewanej.
Jej droga artystyczna zaczęła się w środowisku akademickim.
Występowała w studenckich kabaretach i na scenach, które szybko stały się dla niej domem.
Publiczność doceniła jej wrażliwość niemal od pierwszych występów.
Przełomowym momentem był rok 1970.
To wtedy zwyciężyła na festiwalu FAMA, wykonując utwór „Koncert jesienny na dwa świerszcze i wiatr w kominie…”.
Dwa lata później pojawiła się w Opolu z piosenką „O niebieskim pachnącym groszku”.
Regularnie wracała na opolską scenę, budując tam swoją artystyczną tożsamość.
Była także współautorką koncertu „Polska poezja śpiewana”.
Projekt zaprezentowano podczas 12. i 13. festiwalu w Opolu.
W 1984 roku wystąpiła w Kabaretonie.
Wykonała wówczas m.in. utwory „Szpetni czterdziestoletni” oraz „Kiedy mnie już nie będzie”.
Jej piosenki nie starzały się wraz z upływem lat.
Zawsze trafiały w emocje słuchaczy.
W 1977 roku wystąpiła w koncercie „Nastroje, nas troje”.
Zaśpiewała wtedy utwór „Widzisz, mały”.
W kolejnych latach coraz częściej realizowała się także jako reżyserka.
W 1997 roku stworzyła koncert „Zielono mi”.
Był to hołd dla Agnieszki Osieckiej podczas 34. Krajowego Festiwalu Polskiej Piosenki.
Stan zdrowia zmusił ją jednak do ograniczenia aktywności zawodowej.
Odwołano zaplanowane koncerty, w tym te przewidziane na listopad.
Magda Umer była blisko związana z innymi twórcami.
Łączyły ją przyjaźnie i artystyczne więzi, które przetrwały dekady.
Po jej śmierci bliscy napisali krótkie, poruszające słowa.
„Dzisiaj po południu odeszła nasza ukochana Mama i Babcia”.
Dodali, że uwielbiała zaglądać do świata ludzi i pisać do nich.
Sama żegnała wcześniej zmarłych przyjaciół.
Po śmierci Katarzyny Stoparczyk wspominała ich długie rozmowy.
Podkreślała, że dobro, które zostawiła po sobie, pozostanie na zawsze.
Jej ostatni wpis miał szczególny charakter.
Napisała, że śnił jej się świat, w którym zapanował pokój.
Wspomniała o symbolicznej podróży jachtem „Happy days”.
Pisała o świetle, spokoju i bezpieczeństwie.
Zwróciła uwagę na coś, co było dla niej najważniejsze.
Powietrze.
Nazwiała je swoim ukochanym żywiołem.
„Powietrze czyli życie” – zapisała na koniec.
Dziś te słowa brzmią jak ciche, pełne światła pożegnanie.